automatyzacja i robotyzacja wakacje planowanie podcast technologia rozwiązania
Automatyzacja w Produkcji
Od kompasu do Google Maps. Automatyzacja na wakacjach | Automatyzacja w Produkcji
Loading
/

Jak zauważyliście – chwilę mnie nie było. Miałem nawet przez chwilę ambitne plany aby nagrać dla Was coś ze słonecznej Chorwacji ale… W Polsce było w tym czasie cieplej niż tam gdzie ja byłem a do tego stwierdziłem, że po prostu, trochę sobie odpocznę. A że nie nagrałem wcześniej wystarczającej ilości materiału na zapas to mieliście możliwość obejrzeć jedynie Sztokholm wraz z wycieczka dwóch introwertycznych inżynierów.

No ale… w tej wakacje będzie się działo trochę działo na tym kanale i dowiecie się o tym już niedługo. Na pewno szybciej niż nasz kochany budowlaniec w końcu zrobi nam nowe studio. Póki co jednak będzie coś na rozgrzewkę czyli trochę wakacyjnie a trochę starczego biadolenia. W tym roku wybije mi 35 z kolei gwiazdka. Widziałem więc nie tylko jak zmienia się nasz kraj – z czego swoją drogą możemy dziś być absolutnie dumni. 

Widziałem też jednak jak wyglądają wakacje w Mrzeżynie w domku z mokrej dykty na początku lat 90. Hotel w górach na koniec milenium w którym za basen służy basen przeciwpożarowy. 10 kolejnych obozów harcerskich w warunkach o których dziś myśląc jeży mi się włos na głowie. A z tych obozów, aby zadzwonić do rodziców trzeba było iść do budki telefonicznej i mieć taką specjalną kartę. Dziś to czysta abstrakcja – nawet dla mnie.

Spojrzałem więc sobie przez pryzmat tych wspomnień na to jak dziś wyglądały moje wakacje i jak technologia mocno je ułatwia. Bo, jak dobrze wiemy, automatyzacja to nie tylko roboty przemysłowe ale też szeregi małych, sprytnych rozwiązań, które mają oszczędzać nasz czas i czynić nasze życie łatwiejszym.

Oto zatem kilka przykładów na to jak automatyzacji i technologia zmieniła nasze wakacje w perspektywie tych ostatnich 30-35 lat a czego możemy nie dostrzegać.

Nie mógłbym zacząć inaczej niż od mapy

Na wakacje pojechał samochodem. Mój ojciec taką trasę wyznaczał w atlasie kilka dni przed wyjazdem. Szukał znajomych z który mógłby się wymienić doświadczeniami w zakresie optymalnej trasy do danego miejsca. Do dziś pyta mi się „przez co jechałeś”. A ja nie wiem. Zresztą, patrząc na Atlas Moi synowie nawet nie wiedzieli co to za książka i do czego służy. Moja nawigacja ograniczyły się do sprawdzenia w googlu czasu podróży na kilka dni wcześniej i włączeniu jej po wejściu do samochodu. Dopiero łapiąc tę perspektywę starszego pokolenia można zrozumieć ile realnie czasu teraz oszczędzamy – nie tylko na planowaniu przed ale też adaptacji trasy w trakcie jazdy do korków, blokad, natężenia ruchu i wszystkiego innego co może nas spotkać na drodze.

Systemy rezerwacji hotelowych


Kiedyś: Pamiętacie te czasy, gdy rezerwacja hotelu wyglądała jak scena z filmu szpiegowskiego? Dzwoniłeś na recepcję, podawałeś hasło… to znaczy datę przyjazdu, a recepcjonistka szukała wolnego pokoju w wielkiej księdze, która wyglądała jakby pamiętała czasy Mieszka I. “Proszę poczekać, sprawdzę czy mamy wolne pokoje” – i słyszałeś szelest kartek przez kolejne 10 minut. A gdy już udało się znaleźć wolny pokój, zaczynała się batalia o cenę, bo system rabatowy był równie skomplikowany jak instrukcja składania mebli z IKEI.

A Teraz? Mamy systemy rezerwacyjne, które są sprytniejsze niż niejeden manager hotelu. Wyobraźcie sobie, że wchodzicie na stronę hotelu czy po prostu na bloking, a system już wie, że lubicie pokoje z widokiem na morze, śniadanie do łóżka i że zawsze bierzecie dodatkowy ręcznik albo poprostu nie nocujecie w niczym co ma średnią oceni niższą niż 9. Ba, wie nawet, że za tydzień w mieście jest festiwal jazzu, więc automatycznie podnosi ceny o 20%. Klikacie “rezerwuj” i voilà – macie pokój, który pasuje do Was lepiej niż dobrze skrojony garnitur. A najlepsze? Możecie to zrobić w piżamie, o 7 nad ranem, popijając kakao.

Obsługa klienta


Kiedyś: Ach, te cudowne czasy, gdy obsługa klienta była jak ruletka – nigdy nie wiedziałeś, na kogo trafisz. Dzwoniłeś do hotelu z pytaniem o godziny otwarcia, a kończyłeś rozmawiając z panią Basią z recepcji o jej kocie. “Proszę poczekać, przełączę do kierownika” – i czekałeś. I czekałeś. I czekałeś. Aż w końcu zapominałeś, o co właściwie chciałeś zapytać. A gdy już udało Ci się dodzwonić, okazywało się, że osoba, która może Ci pomóc, jest na urlopie.
A Teraz? Mamy chatboty i wirtualnych asystentów, którzy są jak ta wścibska ciotka na rodzinnym obiedzie – wiedzą wszystko o wszystkim. Chcesz wiedzieć o której zamykają basen? Proszę bardzo. Potrzebujesz informacji o tym, czy w hotelu są hipoalergiczne poduszki? Już lecą. A może zastanawiasz się, czy możesz przyjechać ze swoim 200-kilogramowym psem rasy mastif tybetański? Chatbot ma na to odpowiedź (choć prawdopodobnie będzie to “nie”). I co najlepsze, te wirtualne stworzenia są dostępne 24/7, nigdy nie biorą urlopu i nie mają złego humoru.

Zameldowanie w hotelu

Kiedyś: Pamiętacie te wspaniałe chwile, gdy po 8 godzinach lotu i 2 godzinach stania w korku, wreszcie docieraliście do hotelu? Tylko po to, by stanąć w kolejce do recepcji, która ciągnęła się jak wąż z rajskiego ogrodu. A gdy już dotarliście do recepcjonisty, zaczynał się właściwa akcja. “Paszport poproszę. A teraz kartę kredytową. A może życzy pan sobie widok na morze? A śniadanie? A może pakiet SPA? A ubezpieczenie od ugryzienia przez rekina?” Po 20 minutach wypełniania formularzy czułeś się, jakbyś właśnie złożył zeznanie podatkowe, a nie zameldował się na wakacjach.

Dziś: Teraz? Wchodzisz do hotelu, a tam stoi rząd kiosków samoobsługowych, wyglądających jak skrzyżowanie iPada z bankomatem. Podchodzisz do jednego z nich, przykładasz kartę, potwierdzasz rezerwację i voilà – po 30 sekundach masz klucz do pokoju. Albo jeszcze lepiej – używasz aplikacji w swoim smartfonie. Meldujesz się, zanim jeszcze wysiądziesz z taksówki, a Twój telefon staje się kluczem do pokoju. Wchodzisz do hotelu jak VIP, mijasz recepcję z uśmiechem i jedziesz prosto do swojego pokoju. Jedyny minus? Nie ma już wymówki, że “recepcja zgubiła Twoją rezerwację” gdy chcesz zniknąć na kilka dni.

Wykorzystanie dronów


Kiedyś: Pamiętacie może te czasy, gdy jedynym “latającym obiektem” na wakacjach był nadgorliwy kelner z tacą drinków. Chciałeś zrobić zdjęcie z góry? Musiałeś albo wynająć helikopter (i wydać na to fortunę), albo wspinać się na najbliższe wzgórze, ryzykując spotkanie z miejscową fauną.

A Teraz? Mamy drony, które obsługiwać może 5-latek. Chcesz zrobić selfie z lotu ptaka? Żaden problem! Dron wznosi się nad Tobą, robi perfekcyjne ujęcie, a Ty wyglądasz jak gwiazda Hollywood na wakacjach (no, prawie). Co więcej, niektóre kurorty używają dronów do dostarczania drinków prosto na plażę. Wyobraźcie sobie – leżycie sobie spokojnie, a tu nagle nad Wami pojawia się mały helikopterek z Waszym ulubionym koktajlem.
Oczywiście, drony mają też dziś swoje bardziej mroczne oblicze. W końcu, jak ktoś mi kiedyś powiedział, znaczna część postępu technologicznego ludzkości miała miejsce tylko dlatego, że jeden człowiek chciał zrobić krzywdę drugiemu. Ale póki możemy – zostańmy przy wakacyjnych zastosowaniach.

Gastro na wakacjach.


Kiedyś: Pamiętacie te cudowne czasy, gdy zamawianie jedzenia w hotelu było jak rosyjska ruletka? Siadałeś do stolika, a kelner podchodził z miną, jakby właśnie przegrał w totka. Podawał Ci menu, które wyglądało jak księga zaklęć z Harry’ego Pottera – długie, tajemnicze i pełne nazw, których nie umiałeś wymówić. A gdy już udało Ci się coś zamówić, zaczynało się wielkie czekanie. “Jeszcze 5 minut” – słyszałeś co kwadrans, aż w końcu zaczynałeś się zastanawiać, czy szef kuchni nie pojechał właśnie łowić ryb na Twoje danie. A pamiętacie te “międzynarodowe bufety”, gdzie wszystko smakowało tak samo, niezależnie czy to miał być gulasz węgierski czy sushi?

A teraz? Mamy zrobotyzowane restauracje, gdzie Twoim kelnerem jest mechaniczne ramię, a Twoje zamówienie przygotowuje armia automatycznych kucharzy. Siadasz do stolika, a przed Tobą pojawia się interaktywne menu na dotykowym ekranie. Chcesz zobaczyć, jak wygląda danie? Proszę bardzo – holograficzna projekcja pokaże Ci dokładnie, co zamierzasz zjeść. A może masz jakieś alergie? System automatycznie dostosuje menu, pokazując tylko te dania, które są dla Ciebie bezpieczne.  Ale nawet jeśli akurat nie mieszkasz w żadnym fency hotelu to technologia i tak ułatwi Ci życie i ograniczy prawie do zera wymuszoną komunikację w obcych językach. A to dlatego, że kasy bezobsługowe wszędzie w marketach są takie same a na panelach w macu, zależnie od kraju tylko trochę zmieniają się niektóre dania i aktualne promocje.

Wirtualna rzeczywistość w turystyce


Kiedyś: Może pamiętacie te czasy gdy “wirtualna wycieczka” oznaczała przeglądanie katalogu biura podróży z przekłamanymi zdjęciami hoteli. Pamiętacie te foldery, gdzie basen wyglądał jak Morze Karaibskie, a w rzeczywistości był wielkości wanny? Albo te zdjęcia pokoi hotelowych robione obiektywem szerokokątnym, dzięki któremu klitka wielkości szafy wyglądała jak apartament prezydencki? A potem przyjeżdżałeś na miejsce i… niespodzianka! Widok na morze oznaczał, że jeśli staniesz na krześle, wyciągniesz szyję i zmrużysz oczy, to może, ale tylko może, zobaczysz skrawek błękitu na horyzoncie.

A Dziś? Mamy wirtualną rzeczywistość, która pozwala Ci zwiedzić hotel, zanim jeszcze kupisz bilet lotniczy. Zakładasz gogle VR i hop! Jesteś w lobby, podziwiasz basen, zaglądasz do restauracji. Możesz nawet wirtualnie położyć się na łóżku i sprawdzić, czy materac nie jest twardy jak beton. Co więcej, niektóre kurorty oferują wirtualne wycieczki po okolicy. Chcesz zobaczyć lokalne atrakcje, ale boisz się wyjść z hotelu bo nie znasz języka? Żaden problem! Zakładasz gogle i zwiedzasz starówkę, muzea, a nawet wchodzisz na szczyt pobliskiej góry – wszystko to w kapciach i z drinkiem w ręku. Jedyny minus? Gdy wrócisz do rzeczywistości, możesz być rozczarowany.

AR jako interaktywny przewodnik turystyczny


Kiedyś: Pamiętacie te czasy, gdy zwiedzanie nowego miasta wyglądało jak żonglerka? W jednej ręce mapa, w drugiej przewodnik, a nos w smartfonie. Próbowałeś odnaleźć się w plątaninie uliczek, jednocześnie nie wpadając na ludzi i słupy.

A teraz? Mamy rozszerzoną rzeczywistość (AR), która zamienia zwiedzanie w interaktywną przygodę. Zakładasz okulary AR (albo wyciągasz smartfona) i miasto ożywa! Nad budynkami pojawiają się wirtualne dymki z informacjami, historyczne budowle odzyskują dawną świetność na Twoich oczach, a wirtualni przewodnicy oprowadzają Cię po zabytkach. Zgłodniałeś? AR pokaże Ci najbliższe restauracje z menu i opiniami. Niektóre miasta oferują nawet “AR questy” – wirtualne gry miejskie, gdzie odkrywasz ukryte miejsca i poznajesz historię miasta. Rozrywka może to rzadko występująca i raczej trudna do spotkania w wakacyjnych kurortach ale na pewno przyszłościowa.

Zarządzanie energią w obiektach


Kiedyś jedynym “inteligentnym” zarządzaniem energią w hotelu była kartka przy włączniku światła z napisem “Oszczędzaj energię”. Wchodziłeś do pokoju, a tam czekała na Ciebie arktyczna temperatura, bo klimatyzacja działała pełną parą od rana, mimo że nikogo nie było w środku. Albo przeciwnie – wracałeś z plaży do pokoju, który był tak nagrzany, że czułeś się jak w saunie. A próba regulacji temperatury? To była walka z systemem godna hakerów z “Matrix”. Kręciłeś tym pokrętłem jak DJ na imprezie, a i tak kończyło się albo na zamarzaniu, albo na topieniu się.
A teraz? Mamy systemy zarządzania energią, które są trochę mądrzejsze. Wyobraźcie sobie – wychodzicie z pokoju, a system automatycznie przełącza się w tryb oszczędzania energii. Ale to nie wszystko! Te systemy śledzą prognozy pogody i dostosowują temperaturę w pokoju. Wracacie z plaży, a pokój jest idealnie schłodzony. Co więcej, system “uczy się” Waszych preferencji. Lubicie spać w chłodzie? Żaden problem – o 22:00 temperatura automatycznie spada o 2 stopnie. A może jesteście prawdziwymi ninja oszczędzania i zawsze wyłączacie wszystkie światła? System to zauważy i sam będzie gasił światła, gdy wychodzicie. Taki inteligenty dom nie jest już dziś niczym nadzwyczajnym ale z perspektywy 30 lat wstecz to istna odyseja kosmiczna.

Te przykłady można by mnożyć bo z perspektywy wczesnych lat 90 telewizor z netflixem w każdym pokoju to niewyobrażalny luksus i nowoczesność.

Ale to nie jest tak, że technologie, których zastosowanie Wam przytoczyłem i które tak ułatwiają nam codzienne życie i wakacyjny odpoczynek nie istniały 30 lat temu – bo istniały. Ale były na zupełnie innym poziomie rozwoju niż są dzisiaj.  Musiało upłynąć trochę czasu i pojawić się kilku ludzi na tyle szalonych by zakwestionować status quo i wdrożyć je do szerokiego zastosowania.

Gdy dziś stawiamy na automatyzację to za kolejne 20 czy 30 lat sterowanie procesami (w tym produkcyjnymi) może uprościć niczym przygotowanie trasy. Zamiast atlasu i żmudnego planowania podajemy cel podróży w trakcie rozmowy z samochodem – i viola. Ja wyobrażam sobie i jestem pewien, że to jest jak najbardziej możliwe.

A tymczasem… to tyle na dziś.

Jeśli się Wam podobało to wiecie co zrobić. Zostawcie łapkę w górę i zasubskrybujcie mój kanał na YT, Spotify czy apple podcasts – gdzie Wam wygodnie i gdzie aktualnie tego słuchacie.

A tymczasem, życzę Wam spokojnego dnia i do usłyszenia za tydzień.

Cześć.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *